Dokąd idziemy? Czyli podsumowanie okresu przygotowawczego.
Pięć spotkań kontrolnych za nami, liga rusza za tydzień, a my walimy głową w mur. Trzykrotnie schodziliśmy z boiska pokonani, raz remisując, a raz wygrywając. Mimo, że były to mecze sparingowe, nie powalały one taką jakością, jaką potrafiliśmy niektórych zaskakiwać w rundzie jesiennej. Naszą rzeczywistą formę będziemy wstanie dopiero ocenić po pierwszych meczach ligowych, gdzie zaangażowanie powinno wziąć górę, a zawodnicy na poważnie potraktują walkę o czołówkę ligi.
Pierwsze koty za płoty.
Rozprostowanie kości przypadło w meczu z Hutą - drużyną, która jeszcze w zeszłym sezonie była naszym ligowym rywalem. Obecnie B - Klasowy zespół pokonał nas 2-1, a gra Olimpii przypominała grę młodzików na szkolnym boisku. Nie funkcjonowało nic mimo, że w niektórych momentach meczu potrafiliśmy stworzyć składną akcje. Skończyło się nie najlepiej , bo drużyna prawie tym samym składem nie potrafiła sobie poradzić z niżej notowanym rywalem, choć grą Huta pokazywała zupełnie co innego. Byli zespołem, który robił większe zamieszanie pod nasza bramką, niż niejedna drużyna z naszej ligi. Nikt się nie zdziwi, jeśli spotkamy się z nimi w lidze w przyszłym sezonie - a to bardzo prawdopodobne.
Masakra w Krzywdzie.
Przyjeżdżając w dziesięciu, nie podbijemy występującej w okręgówce Krzywdy. Kiedy potrzebowaliśmy wsparcia i ogrania przed sezonem, część pierwszego składu na ten mecz po prostu się nie wybrała. Sytuacja na boisku stała się tragiczna, kiedy straciliśmy naszego młodego bramkarza - Michala Osiala, który w efekcie zderzenia z zawodnikiem Unii trafił nawet do szpitala. W efekcie 6-2 dla gospodarzy, głowy spuszczone w dół i utwierdzenie w przekonaniu, że kiedy drużyna nie ma w sobie iskierki zgrania i zaangażowania, gra w lidze nie ma sensu. Podobnie jak w przypadku Huty, kto wie czy nie spotkamy się z Krzywdą w przyszłym sezonie? Unia zabezpiecza tyły okręgówki a my walczymy w lidze w której jest ciasno jak w butach z młodości (a każda strata punktów może doprowadzić do spadku w środek tabeli). Są też inne scenariusze. Możemy się nie spotkać - Unia się utrzyma a my nie wywalczymy awansu. Albo po prostu minąć.
Mało entuzjastyczne zwycięstwo.
Bo kogo ma cieszyć wygrana z juniorami wyżej notowanego zespołu. Nawet jeśli to wyżej notowany klub z ponad 90 letnią tradycją. Mimo że 5-0, to bez fajerwerków. Nasi seniorzy ustawili mecz jeszcze w pierwszej połowie, później zaczęli ogrywać się juniorzy. Pozytyw tego wszystkiego jest taki, że... wygraliśmy. To choć trochę podniosło morale w naszych szeregach. Był to mecz, który mało odzwierciedlał nasza formę na półmetku okresu przygotowawczego.
Powtórka z Unią.
Tym razem na mecz raczyła zjawić się większa liczba graczy. Ba, liczebności zespołu przerosła chyba oczekiwania wszystkich. Gra wyglądała o niebo lepiej niż wcześniej, zagraliśmy nareszcie spotkanie, które mogło się podobać. Tak jak tydzień wcześniej, do przerwy zagrał cały pierwszy skład (2-0 dla Niebieskich). Później na boisku pojawiali się juniorzy wspierani przez starszych graczy. Mimo straty dwóch bramek, zaprezentowali się całkiem dobrze, co niewątpliwie daje powody do zadowolenia. Ostatecznie, po dobrej grze: 2-2.
Rywal pełną gębą.
W końcu zagraliśmy z drużyną, która wymagała trochę więcej niż te poprzednie. Starcie z Orkanem przypominało trochę już mecze ligowe, bo mimo drobnych braków w składzie (znowu), to przyjechaliśmy w miarę optymalną ekipą. Mimo to wynik nie zadowalał. Gra momentami była dobra - szybkie wymiany piłki zakończone strzałami na bramkę gospodarzy. Komunikacja i niedokładności to główne problemy tego meczu (trochę niepokojące z perspektywy meczu z Wisznicami). Kolejny raz na placu gry pojawili się juniorzy, którzy tym razem nie mieli wiele do powiedzenia w starciu ze starszymi, silniejszymi i bardziej doświadczonymi zawodnikami z Wojcieszkowa.Ostatecznie porażka 5-1, lecz mimo to nie chowamy głowy w piasek. Trenujemy dalej (nie wszyscy) i staramy się przygotować jak najlepiej do pierwszego meczu w lidze, który już za tydzień.
Tak czy siak, czekamy na ligę. Tutaj nie ma mowy o odpuszczaniu czy graniu na pół gwizdka. Już pierwszy mecz może dać nam nawet 3 miejsce. Porażka może zepchnąć nas o oczko niżej.
Mimo wszystko nie możemy przestać walczyć. Będziemy dawać z siebie jak najwięcej, by do końca utrzymać nadzieję na walkę o awans.
Komentarze